Sergio Perez w ostatnim momencie wysunął się na pozycję faworyta do zdobycia pole position na torze ulicznym w Miami. Meksykanin zostawił w tyle Charlesa Leclerca oraz Maksa Verstappena, który w końcówce trzeciego treningu nieomal rozbił swój bolid.

W Miami ciągle upalnie i duszno. Trzeci trening rozpoczął się przy grubo ponad trzydziestu stopniach Celsjusza i, co ciekawe, dwudziestu procentach szans na nadejście opadów deszczu, w domyśle - burzy, która jeszcze bardziej utrudniłaby życie kierowcom.

Przy takich warunkach całkiem spodziewanie pierwszy na torze pojawił się Max Verstappen, który wczoraj przez problemy z niezawodnością bolidu przejechał tylko piętnaście okrążeń, z czego jedynie pięć z nich można było uznać jako szybkie, kwalifikacyjne kółka.

Oczywiście Holender był najbardziej pracowity w pierwszym kwadransie treningu i wykorzystując średnią mieszankę znajdował się na czele tabeli. Wtem jednak został zmuszony do przerwania swojego programu, a to z powodu wypadku Estebana Ocona, który uderzył w ścianę dokładnie w tym samym miejscu, w którym wczoraj uczynił to Carlos Sainz. Czerwona flaga wstrzymała sesję na ponad dziesięć minut.

W drugiej części treningu stawka o dziwo nie rzuciła się do tradycyjnego w takich chwilach dopieszczania tempa kwalifikacyjnego, gdyż wielu kierowców długo wybierało pośrednie, czy nawet najtwardsze mieszanki opon, aby zdołać zebrać ostatnie okruchy danych przed wymagającym niedzielnym wyścigiem.

Koniec końców podczas próby generalnej przed czasówką najlepiej spisali się zawodnicy Red Bulla. W ostatnich minutach między duetem Verstappen-Perez wywiązała się mini bitwa na najlepszy czas okrążenia, z której ostatecznie zwycięsko wyszedł Meksykanin, absolutnie dominujący ostatni sektor. Z kolei trzeci w tabeli Holender najadł się wielkiego strachu, gdy w zdradliwej szykanie stracił panowanie nad samochodem i zatrzymał się tuż przed ścianą.

Między Red Bullami rzutem na taśmę znalazł się najlepszy w pierwszym treningu Charles Leclerc, lecz Monakijczyk stracił całkiem sporo do lidera, bo aż 0,345 sekundy.

Natomiast reszta stawki nawet nie zbliżyła się do wyników pierwszej trójki. Czwarta i piąta pozycja to łącznie aż sześć mistrzostw świata – dzierżą je kolejno Fernando Alonso i Sebastian Vettel. Za kierowcą Astona Martina znalazł się jego młodszy rodak, Mick Schumacher.

Pierwszą dziesiątkę uzupełnili: Carlos Sainz, Kevin Magnussen, Alexander Albon oraz Lando Norris.

Z Mercedesa natomiast jakby uszło całe powietrze, cały impet, który wczoraj wieścił powrót jeśli nie na piedestał, to przynajmniej na jego przedsionek. Lewis Hamilton i George Russell zajęli kolejno piętnaste i siedemnaste miejsce. Częściowym wytłumaczeniem takiego spadku jest fakt, że obaj Brytyjczycy odpuścili przejazdy w końcówce treningu, gdy tor osiągnął szczyt swojej wydajności, natomiast prawdą jest też to, że wcześniej żaden z nich nie utrzymał się na długo wewnątrz czołówki.

Oprócz Mercedesa, ostatnie lokaty przypadły Valtteriemu Bottasowi, który po wczorajszym wypadku otrzymał trzeci w tym sezonie (ostatni "bezkarny") zestaw układu turbosprężarki i MGU-H, Pierre’owi Gasly’emu narzekającemu na potężny porpoising, Guanyu Zhou oraz stałemu autorowi najgorszego czasu – Nicholasowi Latifiemu.